Ekaterina. Dziennikarka gruzińska, więziona w strzeżonym obozie dla imigrantów w Lesznowoli. Jesienią 2012 uczestniczyła w strajku głodowym wraz z 73 więźniarkami_niami w czterech obozach. O tym doświadczeniu napisała książkę (jeszcze niewydaną) Nr. 56: Pamiętaj, nazywam się Ekaterina.
Shirin. Działaczka ruchu przeciwko wyzyskowi kobiet w Iranie. Zmuszona wyjechać do Europy, została deportowana z Holandii do Polski i uwięziona w Lesznowoli.
Zuza. Emigrowała z Polski do Hiszpanii, gdzie się wychowała. Jesienią 2014 wspierała strajkujących więźniów obozu strzeżonego w Krośnie Odrzańskim.
Zajneb. Wyjechała do Niemiec z Czeczenii. Ukarana za przekraczanie granicy bez pozwolenia, została deportowana do Polski i uwięziona wraz z trójką małych dzieci w strzeżonym obozie w Kętrzynie.
W Polsce jest 6 obozów strzeżonych dla imigrantek_ów: w Lesznowoli, Białymstoku, Białej Podlaskiej, Przemyślu, Kętrzynie i Kostrzynie nad Odrą oraz areszt deportacyjny na lotnisku Okęcie. Z wyjątkiem Białegostoku obozy mają oddzielne skrzydła dla kobiet, w których te przetrzymywane są wraz z dziećmi przetrzymuje się je i ich dzieci. Czy możesz opisać sprawy szczególnie dotykające kobiety w strzeżonych obozach?
Ekaterina: Po pierwsze, musimy zacząć nazywać rzeczy po imieniu. To, co nazywasz strzeżonym obozem, jest w rzeczywistości aresztem administracyjnym, czyli po prostu więzieniem, w którym spędziłam dwa miesiące i trzy dni. „Ośrodek” czy nawet „obóz” to zwodnicze określenia, przywodzą na myśl miejsce wakacji, które można opuścić, kiedy się chce.
Zajneb: Wielkim problemem dotykającym kobiety w tych więzieniach jest przemoc seksualna. Czy możesz sobie wyobrazić patologiczną sytuację więzienia – mam na myśli mury, kraty, zasieki, kamery, wieże wartownicze – w której kontrolę sprawują strażnicy, w większości mężczyźni, a na szczycie tej drabiny stoi naczelnik, decydujący o wszystkim? Najprawdopodobniej może nawet Cię deportować, jeśli zechce – trudno powiedzieć, bo jako więźniarka nie masz żadnego bezpośredniego kontaktu z sądem, który rozstrzyga w Twojej sprawie. Oczywiście nie masz też prawnika, a wszystkie papiery są po polsku, w obcym Ci języku. Więc jest więzienie, są więźniarki, żołnierze i pan. A teraz wyobraź sobie skrzydło dla kobiet, w którym siedzą kobiety w zupełnie nowej sytuacji, w kraju, w którym nie mają sieci wsparcia, przyjaciół, rodziny, najprawdopodobniej nikt oprócz strażników nie wie nawet, że są w Polsce. Jeśli wpadłaś w oko strażnikowi, możesz liczyć tylko na ochronę współwięźniarek, a one przecież boją się też o siebie i często o swoje dzieci, więzione z nimi. Jeśli strażnik Cię molestuje, masz pewność, że naczelnik będzie bronił swoich żołnierzy, a więzienny lekarz powie, co naczelnik każe. Jeśli jakimś trafem Twoja historia opuści więzienne mury, to straż graniczna, MSW albo sąd stwierdzą, że Ty, kobieta, chciałaś tego i prowokowałaś, albo że to całkowicie wymyśliłaś. Nikt nie zapyta o Twoją wersję historii – nie mówisz po polsku, nie jesteś podmiotem prawnym, bo nie masz papierów, i jesteś uznawana za przestępczynię (za „nielegalne” przekroczenie granicy). Więc jak kobieta-migrantka może dochodzić odpowiedzialności za przemoc seksualną, molestowanie, stres i strach w tych więzieniach? Mam parę pomysłów, ale pozostawię odpowiedź wam, czytelniczkom, bo takie kroki wymagają, by kobiety na zewnątrz murów, dysponujące większymi środkami i przywilejem posiadania dokumentów, znające właściwy język – stanęły po naszej stronie.
Shirin: Kobiety z dziećmi! To skandal, dzieci w klatkach, wołane po numerach zastępujących imiona! Kto troszczy się o ich edukację? Jak uwięzienie wpłynie na nie jako osoby? To straszne, okropne WIĘZIENIE. A jeśli będziesz narzekać, to najlepsza odpowiedź, jaką dostaniesz, brzmi: wszystko dzieje się w świetle prawa. Czy nie na tym polega problem najgorszych reżimów w historii – że wszystkie były zawsze legalne?!
Czy możecie opisać, co skłoniło was, by organizować opór przeciw systemowi zarządzania migracją w Polsce i Europie?
Zuza: W Polsce skłonił mnie do tego protest głodowy, który miał miejsce w październiku 2012 roku w „ośrodkach strzeżonych”. Kiedy dowiedziałam się, co się u nas dzieje, zrozumiałam, że nie mam wyjścia. Że nie mogę udawać, że w Polsce problem więzień dla migrantów nie istnieje. Sama jestem migrantką od dzieciństwa. Dlatego nie mogę zrozumieć, jak można kryminalizować chęć bądź konieczność zmiany miejsca pobytu. Kiedy miałam 6 lat, wyjechaliśmy całą rodziną na emigrację. Jest to bardzo trudne doświadczenie dla każdej osoby, tym bardziej dla dziecka. Nie wyobrażam sobie, żeby moja rodzina została rozdzielona przez służby graniczne. Albo żebyśmy mieli siedzieć w zamkniętym obozie. Niemożność zrozumienia, że właśnie taki los spotyka innych, w naszym „rozwiniętym”, cywilizowanym kraju i w Unii, która jest bez granic tylko dla części mieszkańców, popycha mnie do działania w permanentnym sprzeciwie wobec polityki imigracyjnej, stosowanej przez państwa uprzywilejowane. Dopóki nie zmieni się ta polityka, będę działać.
Shirin: Jako osoba, która doświadczyła tutejszego katastrofalnego systemu w całej rozciągłości, czuję się odpowiedzialna, by walczyć o tę sprawę, a przynajmniej o niej mówić. Wiem, że większość uchodźców w Polsce ma okropne doświadczenia z tych więzień, i muszę dodać, że przez to, jak trudno im się tutaj żyje, nie mają dość siły, by wyjść z ukrycia i mówić o tym głośno.
Ekaterina: Dla straży granicznej byłam jedną z osób, które „nielegalnie” przekroczyły granicę powietrzną, dla polskiego sądu mój status brzmiał: „niebezpieczna dla polskiego państwa i społeczeństwa”. Parę dni temu musiałam przylecieć do Polski – wiele_u Polek_aków czekało na lotnisku na ten sam lot. Pierwszy raz od czasu więzienia w Lesznowoli usłyszałam tyle słów po polsku. To wystarczyło, by wszystkie wspomnienia wróciły. Po raz pierwszy zapłakałam, ludzie patrzyli na mnie, a ja nie wstydziłam się pokazać moich łez. To było bardzo trudne doświadczenie, ale nie opuściłam lotniska, bo najważniejszy był cel mojej wizyty – chodzi o książkę, w której opisuję życie w więzieniu (władze nazywają te miejsca ośrodkami strzeżonymi). Parę lat temu, gdy razem z innymi migrantkami_ami organizowałyśmy największy w Polsce strajk głodowy [wewnątrz „ośrodków strzeżonych” – przyp. red.], nie walczyłam przeciw Frontexowi* ani Polsce, ani straży granicznej – walczyłam o moją godność i dumę. Nie chodzi tylko o system. Chodzi o Lolę Pjeskę, którą zamordowano i nikt nie protestuje, o Afrykańczyka, którego policja zabiła na ulicy i nikt nie protestuje, o budynek, w którym mieszka rodzina z Czeczenii, który dwa lata temu atakowali naziści, a policja patrzyła biernie. Każdy problem pochodzi z samego społeczeństwa. Gruzja za czasów Sakaszwilego miała przestępczy rząd przez 9 lat – bo my, ludzie, pozwalaliśmy im sobą rządzić. Organizumy się, by przerwać ten krąg.
Czy możecie opisać swoje wysiłki w dochodzeniu sprawiedliwości (w sądach, na forum ONZ, w mediach itd.)? Jak myślicie, jak można zmienić system zarządzania migracją, co musi się stać?
Zajneb: Gdy byłam uwięziona w Kętrzynie z moimi dziećmi, żadnej z tych instytucji nie było na miejscu, by bronić mnie czy troszczyć się o moją dwuletnią dziewczynkę albo malutkiego chłopca, który spędził pierwsze momenty swojego życia w klatce. Zresztą musiałabym być głupia, żeby czegokolwiek od nich oczekiwać – nie jest tak, że mamy złą stronę z więzieniami i strażą graniczną, i drugą stronę, tę dobrą, z ONZ, sądami i mediami. Wszystkie te instytucje działają razem, by stworzyć jeden porządek, w który wpasują się więzienia dla migrantów. Wszystkie te instytucje wiedzą o więzieniach, wiedzą, jaką patologiczną sytuację stworzono. Myślę, że więzienia istnieją, by nas dyscyplinować, by straszyć nas tzw. „siłami porządku”, byśmy bały się deportacji, byśmy nie wychodziły przed szereg i nie prosiły o więcej niż zechcą nam dać. Więzienia istnieją, by zgasić wszystkie marzenia, z jakimi osoby takie jak ja przyjeżdżają do Europy – by wziąć udział we wspaniałym dobrobycie, który Europa chce zachować tylko dla siebie. Naprawdę szalone jest myśleć o tym, siedząc w więzieniu w Kętrzynie, w Polsce, gdzie ludziom jest naprawdę ciężko i też nie uczestniczą w tym bogactwie. Czemu więżą nas, a nie tych bogatych, samolubnych drani z Londynu, Paryża, Brukseli czy chociaż Warszawy?
Więc co musi się stać? W Kętrzynie brałam udział w strajku głodowym i gdy byłam na krawędzi życia, wypuszczono mnie i dzieci. Na początek: te więzienia dla uchodźców trzeba zamknąć. Ale żadna z tych instytucji, o które pytałaś, nie zrobi tego sama z siebie. Ludzie na zewnątrz muszą chcieć zamknięcia tych więzień. By to osiągnąć, musimy utrzymywać kontakt z uwięzionymi, zbierać ich historie, by stworzyć dość potężny argument z dostatecznymi dowodami – by wytworzyć społeczną presję, która wymusi zamknięcie tych więzień.
Shirin: Dojść sprawiedliwości w tutejszych sądach to jedno z najtrudniejszych zadań. Wydaje się niemożliwe dowieść swojej racji. Oczekują od Ciebie wiele cierpliwości, starań i oczywiście to wszystko wymaga czasu. Zaskarżyłam straż graniczną po tym, jak nielegalnie zamknięto mnie w Lesznowoli. Mieszkam w Warszawie, ale sąd nie mieścił się w Warszawie, musiałam udawać się do innego miasta na zeznania. Najpierw sąd robił mi tysiące przeszkód, a potem umorzył moją sprawę, a także apelację i kolejną apelację, bo ich zdaniem, według polskich przepisów, wszystko działo się zgodnie z polskim prawem. A prawo mówi, że nic z tego, o czym mówiłam, nie mogło mieć miejsca, zatem sąd mi wcale nie uwierzył i udawał, że jestem nadwrażliwa. Nie przeprosili za to, co mnie spotkało, ani nie przyznali się do błędu, jakim było zamknięcie mnie w Lesznowoli, nawet gdy już rozpoznali, że jestem uchodźczynią. Byłam tak zmęczona tą sytuacją, że się poddałam.
Zuza: Miałam możliwość współtworzenia nacisku oddolnego na dziennikarzy i media podczas strajku głodowego w Krośnie Odrzańskim, w maju 2014 roku, i podczas innych strajków. Był to pierwszy raz, od 10lat obecności Polski w Unii Europejskiej, gdy dziennikarze mieli wstęp do tych miejsc. Zastraszanie osób wykonujących ten zawód, jak Endy’ego Gęsiny-Torresa, który został skazany za wykonywanie swojej pracy dziennikarza śledczego, jest na porządku dziennym. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro siła mediów jest potężnym narzędziem manipulacji i indoktrynacji, broniącej i wspierającej władze, dzielące nas, wyzyskujące nas i promujące nienawiść pod jakimkolwiek pretekstem.
Wiele zależy od nas samych. Od naszych działań, pracy na co dzień, stawiania oporu wobec przejawów dyskryminacji i powtarzanych bezmyślnie stereotypów, np. dotyczących wyznawców islamu czy też „Arabów”. Gdyby problem więzienia rodzin migranckich znalazł się na pierwszych stronach gazet i w telewizji, potraktowany z odpowiednia powagą, to znaczy ze wskazaniem na instytucje i osoby za nie odpowiedzialne, być może dyskusja byłaby prowadzona na innym poziomie. Do momentu, kiedy nie nauczymy się rozmawiać i traktować serio naszego prawa do głosu, nie mogę oczekiwać, że coś się zmieni w polskiej polityce migracyjnej.
Ekaterina: Kilka dni temu, niedaleko włoskiej granicy, 300 afrykańskich uchodźców zginęło na morzu. Dziś Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji wydała oświadczenie, w którym stwierdza, że było możliwe udzielenie tym ludziom pomocy i uratowanie ich życia. W dzisiejszych wiadomościach BBC czytam jednak odpowiedź włoskiego rządu: że uratowanie tych ludzi zachęciłoby więcej migrantów do przybycia. Co za totalne kłamstwo. Prawa człowieka to jeden z mitów władzy – istnieją tylko na papierze i w retrospekcji. Więc nie możemy oczekiwać, że władze nagle zaczną okazywać empatię i zrobią coś dla nas. Od nas, zwykłych ludzi, zależy, żeby te wszystkie piękne traktaty i umowy opuściły papier i naprawdę weszły w życie. A zatem możliwa jest zmiana tego systemu zarządzania migracją, ale tylko jeśli zorganizujemy się oddolnie, razem – migranci i migrantki, w więzieniach i poza nimi, i ludzie, którzy są wolnymi obywatelami i obywatelkami.
* Frontex – agencja UE do spraw zarządzania granicami, wspierająca państwa członkowskie w przeprowadzaniu deportacji, fizycznym grodzeniu, wzmacnianiu służb granicznych. W dużej mierze odpowiedzialna za cierpienie i śmierć osób, próbujących przekraczać granice UE.
Wywiad ukazał się w gazetce Manify 2015 i Codzienniku Feministycznym