Warszawa 2017. Stolica rzeczy-pospolitej upstrzona plastikowymi szmatami niczym łazienki pawiami w niedzielny poranek. Największe szmaty oczywiście tam, gdzie rządowe gmachy. Na nich wielkimi literami trójca święta “Bóg, Honor i Ojczyzna” z dodanym niedawno czwartym bóstwem, “Pamięcią”, odmienianym przez wszystkie przypadki. Wszędzie barwy flagi narodowej oraz obowiązkowe już w każdym polskim mieście portrety wyklętych i niezłomnych Bohaterów, którzy Bohaterami są dlatego, iż nie zaakceptowali ustroju politycznego czy jego nowych granic albo nie współpracowali z wymiarem sprawiedliwości. Ta odpustowa propaganda kłuje w oczy szczególnie w zestawieniu z wartościami, jakie realnie promują obwieszone tymi plandekami instytucje. Przykładami służy choćby kilka najnowszych zdarzeń.
Po sześciu miesiącach zakończyła się – jak uznał sąd – bezprawna i bezpodstawna odsiadka doktoranta UJ, Ameera Alkhawlaniego, który trafił do aresztu przy ośrodku zamkniętym dla cudzoziemców, jak się okazało na zamówienie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Był niebezpieczny? Poszukiwany? Złamał prawo? A może nie miał ważnej wizy? Skąd! Odmówił bycia szpiegiem dla ABW i odsiadka miała być dla niego karą. Potraktowano go surowiej niż skazanych za przestępstwa – odebrano mu jego rzeczy “na poczet kosztów osadzenia” i ograniczono kontakty ze światem zewnętrznym, a Agencja groziła, iż zabierze się także za jego rodzinę. Natychmiast po decyzji sądu, iż nie ma podstaw do więzienia niewinnego człowieka, ABW zatrzymało (w zasadzie porwało) Ameera i, nie informując nawet jego prawników, wywiozło go do aresztu deportacyjnego, skąd jak zawsze chętna Straż Graniczna wydaliła Alkhawlaniego do Iraku, po drodze wielokrotnie bijąc go, upokarzając i wstrzykując mu środek uspokajający. Jako Kurd Ameer ma tam przerąbane, ale to właśnie było motywacją Agencji do zastraszania zatrzymanego przypadkowo na ulicy krakowskiego doktoranta. Nie był to pierwszy taki przypadek – ABW nagminnie wykorzystuje niepewną sytuację migrantów do werbowania sobie informatorów. Walczymy z terrorem czy wręcz przeciwnie?
W Białej Podlaskiej, w więzieniu dla cudzoziemców z rodzinami (w tym z dziećmi), Straż Graniczna RP rozpyliła gaz, atakując trzech Czeczenów. Według dostępnych relacji, użycie siły i gazu było bezpodstawne – był to jedynie pokaz siły ze strony strażników, pokazanie kto rządzi. Reakcją MSW na skandal było… opublikowanie na swojej stronie banera z napisem “Dbamy o bezpieczeństwo Polski i Polaków. Nie zgadzamy się na napływ fali emigrantów muzułmańskich. #dobrazmiana”. TVP Info za portalami neonazistowskimi powtarzała zaś bajkę, iż to uchodźcy zaatakowali biednych strażników. Dodać należy, że po głodówkach i monitoringach już 3 lata temu mówiono że Polska przestanie więzić rodziny z dziećmi w tym obozie, co jednak nadal robi.
Jednocześnie trwa dramat uchodźców czeczeńskich na granicy z Białorusią w Brześciu/Terespolu. Chłopcy i dziewczęta ministra Błaszczaka chwalą się, że odmówili złożenia wniosku o azyl już ponad 130 tysiącom osób – co oczywiście jest wbrew prawu międzynarodowemu, ale przede wszystkim jest szczytem łajdactwa, szczególnie iż los uchodźców z Kaukazu jest Polakom wiadomy od wielu lat i nawet zajmujący się tym resortem minister powinien co nieco na ten temat wiedzieć. Metody naginania prawa międzynarodowego przez “strasz”ników granicznych są różne, od siłowego zawracania osób próbujących przebyć granicę pociągiem z Białorusi, po świadome okłamywanie ludzi ubiegających się o azyl lub udawanie, że strażnicy nie znają języka rosyjskiego. Do oczekujących rodzin nie są dopuszczani prawnicy.
Gromadzą się kolejne doniesienia o nadużyciu uprawnień przez policję i straż graniczną wobec cudzoziemców, nawet w rzekomo świecącej przykładem stolicy. Starsza kobieta z Czeczenii, objęta ochroną uzupełniającą, zostaje zatrzymana na ulicy w Warszawie. Policjanci nie znają obcych języków, więc bez wyjaśnień wciągają ją na siłę do radiowozu, wyrywają torebkę, straszą więzieniem. Zaniepokojonym świadkom rzucają oschłe “dobra, dobra”. Ostudza ich dopiero komunikat z dyżurki po telefonie na 112 od jej córki. Policjanci wyjaśniają, że zachowywali się brutalnie wobec starszej kobiety “bo myśleli, że to Cyganka”.
Skoro policja tak traktuje “Cyganów” i osoby “obco” wyglądające, nie dziw, że robią to też “cywile”. W Zabrzu dwoje Romów (nastolatkę i mężczyznę w średnim wieku) zostało pobitych przez dziesięciu naćpanych kiboli. Napastnicy mieli pałki, siekiery i maczetę. Tego typu zachowania przejmuje młodzież. Napaści “ku chwale Wielkiej Polski” (choć na szczęście jeszcze bez sprzętu) zdarzają się nawet w szkołach w gronie uczniów, coraz częściej przy wrzaskach typu “Polska dla Polaków” kopiowanych od dorosłych narodowców. Czy państwowy system edukacji będzie zmieniał się po to, by uczyć o życiu w różnorodnym społeczeństwie? Gdzie tam! W gorliwie reklamowanej reformie edukacji temat walki z uprzedzeniami i dyskryminacją w ogóle się nie pojawia. Na efekty nie trzeba będzie chyba długo czekać, już dziś reakcją na głosy sprzeciwu wobec nacjonalistycznej ekstremy są akcje werbunkowe narodowców i ich ataki, również fizyczne, na działaczy społecznych. Protest 8 kwietnia pod hasłem “Nacjonalizm nie przejdzie” w Poznaniu został znienacka zaatakowany najpierw przez bandytów w dresach, a następnie przez tych w mundurach. Obie grupy napastnicze przypłaciły akcję siniakami, ale raczej trudno sądzić, że sytuacja nie powtórzy się w przyszłości (jeden z policjantów otwarcie przyznał, że utożsamia się z rasistami). A chodziło o pokojowy protest przeciw przemocy neonazistów w tym mieście.
Jak to ujął ktoś na warszawskiej demonstracji spontanicznie zwołanej w dzień wydalenia Ameera Alhawlaniego, “nie wiem gdzie macie swojego Boga, Honor i Ojczyznę, ale na pewno nie w sercu”. Rzekoma pamięć o (tych realnych i tych sztucznie stworzonych) bohaterach oporu wobec totalitaryzmów przegrywa pierwsze lepsze starcie z rzeczywistością w dzisiejszej Polsce. Gdy polscy dyplomaci płaczą, bo ktoś powiedział “Polish concentration camps”, polskie obozy naprawdę koncentrują coraz więcej ludzi, którzy nie powinni tam być, a są karani de facto za pochodzenie. Gdy krajowi politycy odbywają delegacje do Anglii, zatroskani przemocą wobec imigrantów, jaka wzrosła tam po ogłoszeniu Brexitu, ani słowem nie pisną, że to samo zjawisko nasiliło się w Polsce po wybraniu ich na urzędy. Prześladowanie cudzoziemców przez ogłupionych wyrostków z orłem białym na tyłku nie miałoby miejsca, gdyby nie przykład płynący z góry – nie tylko od urzędników z obecnej partii rządzącej, ale i tych sprawiających władzę wcześniej, a dziś zgrywających demokratów. Pamięć jest ważna – choćby o kilku stuleciach, gdy emigranci z Polski jako jedni z wielu tułaczy tego świata pukali do bram innych krajów, i z tych bogatych byli wypędzani (bo roznosili choroby, bo przecież wszyscy byli terrorystami, bo – dowolnie – nie chcieli pracować albo zabierali “nam” pracę), albo o przerażających etapach historii tego kraju, gdy bohaterstwem było nie poinformować policji o przynależności etnicznej bądź religijnej sąsiada, nie wziąć udziału w pogromie, nie zaakceptować szowinizmu jako jedynie słusznej ideologii. Głośne trąbienie o pamięci przy jednoczesnej amnezji, jaka zapanowała w tej części Europy, nie może skończyć się dobrze. Pamiętajmy.