6.02 – Relacja

 

Wieczorem w centrum społecznym Syrena na Śródmieściu odbyło się spotkanie informacyjno-dyskusyjne dotyczące szerzej turecko-grecko-bałkańskiego szlaku migracji uchodźców z Bliskiego Wschodu, a szczególnie stosunku niezależnych wolontariuszy i przyjezdnych obserwatorów do dobroczynnej działalności organizacji pozarządowych działających na szlaku. W spotkaniu wzięły udział osoby, które niedawno wróciły z Grecji i krajów bałkańskich, w tym załoga anarchistycznej “Kuchni Bez Granic” działającej na wyspie Lesbos. Oceny sytuacji, które pojawiły się na spotkaniu, nie były jednoznaczne. Z jednej strony można postrzegać obecny “napływ uchodźców” jako potencjalnie kryzysogenny moment, z którym nie radzą sobie instytucje, jakie dla ruchu antygranicznego stanowiły dotąd wroga numer 1: system dubliński, Frontex, Unia Europejska. Z drugiej – nie da się zauważyć, jak sprytnie kapitał i państwa rozgrywają sytuację kosztem najbardziej zdesperowanych uchodźców. Korzystając z “korytarza humanitarnego” migranci zdani są na łaskę przemytników, skorumpowanej policji, pijanych strażników granicznych i cwanych przedsiębiorców. Tracą wszystkie swoje oszczędności, ryzykują życie, i w najlepszym przypadku lądują w Niemczech lub Austrii, gdzie dołączają do najniżej wynagradzanych pracowników lub do bezrobotnych. O ile pracownicy i prekariusze nie zaczną walczyć wspólnie ponad różnicami etnicznymi, ich współzawodnictwo będzie zawsze wykorzystywane do pogarszania warunków pracy i zwiększania wyzysku.
Pojawiły się też różne głosy dotyczące roli NGO-sów w tak zwanych “hotspotach”, punktach, gdzie uchodźcy czekają na kolejny transport. Pracuje tam mnóstwo wolontariuszy z wielu krajów (w tym z państw ignorujących kwestię uchodźców, jak Polska czy Węgry) których poświęcenie zasługuje na szacunek, natomiast nasza ocena organizacji dobroczynnych i efektu, jaki ich obecność wywołuje, nie jest jednoznaczna. Gdzieniegdzie obecność dużych, międzynarodowych organizacji niejako legitymizuje przemoc, jaka dzieje się na granicach. Jednocześnie niezależni ratownicy, kucharze czy medycy, spoza “apolitycznych”, niezabierających głosu instytucji, bywają gnębieni i zatrzymywani przez straże graniczne w takich rejonach, jak wyspa Lesbos czy przejście graniczne Idomeni-Gewgelija. Prawdopodobnie celem odpowiedzialnych za to sił jest pozbycie się ludzi mogących “mącić” i informujących uchodźców o ich prawach.

Zgodziliśmy się natomiast w tym, że agitacja i organizowanie solidarnościowych działań w “hotspotach” jest trudne z uwagi na ciągłą rotację ludzi. Znacznie lepiej rokują wspólne działania w miastach, do których przychodźcy docierają. W tym temacie mamy wiele do zrobienia.

Nie będziemy nikomu ani radzić, ani odradzać podróży na śródziemnomorski szlak. Na pewno warto zapoznać się z sytuacją, o której polskie media albo nie mówią wcale, albo ograniczają się do nagłaśniania tylko spraw spektakularnie tragicznych. W dalszej kolejności zamierzamy działać na rzecz łączenia środowisk, przeciwko gettoizacji i ludobójstwu, na rzecz wspólnej walki o wspólne interesy. Będziemy też piętnować siły, które spowodowały permanentny kryzys humanitarny w wielu krajach świata, a obecnie umywają od niego ręce.