Wieści z północnej Grecji

[…] 4.06, anarchiści i inne no-borderowe grupy zorganizowały demonstracje w dwóch z ośmiu obozów pod Salonikami, do których ludzie zostali wysłani po eksmisji Idomeni. Wszystkie obozy znajdują się w industrialnych rejonach oddalonych wiele kilometrów od miasta. Panujące w nich warunki są jednakowo złe – na wysypanych żwirem placach lub w pustych hangarach znajdują się namioty, kilka przenośnych toalet, okazjonalne krany z wodą – i na tym koniec. Brakuje informacji, higieny, jedzenia (w niektórych obozach wydawane posiłki składają się z rogalika i kartonika z sokiem), opieki medycznej – jedynie aparat kontroli pod postacią policji i armii wykazuje się stałą obecnością. Przede wszystkim jednak obozy są w większości zamknięte, a osoby wysłane do nich kompletnie uprzedmiotowione.

W jednym z obozów, które udało się odwiedzić wczoraj, mieszka około tysiąca osób. Część namiotów znajduje się na otwartym placu bez żadnego zabezpieczenia przed palącym słońcem. W tych, które zostały rozstawione w hangarze wcale nie jest lepiej – blaszano-betonowy dach szybko się nagrzewa i w połączeniu z parującymi ludzkimi ciałami powoduje, że w środku panuje nieznośna wilgoć, od której wiele osób dostaje uciążliwej wysypki. Lekarz, który przyjeżdża w przypadkowych dniach i godzinach bagatelizuje problem, mówiąc ludziom, że “samo przejdzie”.
Wolontariusze z obecnej na miejscu ogranizacji Arsis siedzą w cieniu dowcipkując we własnym towarzystwie i zbywają potrzeby zwracających się do nich osób, mówiąc, że teraz nie mogą nic z tym zrobić, albo zajmą się tym później, w nieokreślonej przyszłości. Ich arogancja posuwa się do tego stopnia, że żaden z nich nie wiedział nic o pożarze, który miał miejsce kilka dni wcześniej.

2

O pożarze dowiedziałam się niemal natychmiast, kiedy zostałam wpuszczona do obozu, ale gdybym nie pojechała na miejsce, prawdopodobnie nadal nic bym nie wiedziała – media nie zainteresowały się tematem i w gazetach nic nie można na ten temat znaleźć. W nieznanych okolicznościach – chociaż biorąc pod uwagę panujące warunki, nietrudno wyobrazić sobie, że powodem pożaru mogło być zwykłe przegrzanie słońcem – zajął się ogniem namiot, w którym mieszkała rodzina z piątką dzieci. Szybko okazało się, że znajdujące się na miejscu gaśnice od dawna są przeterminowane. Policja poproszona o pomoc wskazywała krany znajdujące się kilkaset metrów dalej i tylko dzięki współpracy ludzi mieszkających w obozie udało się powstrzymać ogień przed dalszym rozprzestrzenieniem. Rodzinie udało się szybko ewakuować, jednak ich namiot spłonął doszczętnie, a kiedy ogień trawił ich dobytek, policja siedziała spokojnie, zajadając się pysznymi papierosami.

4

W drugim z odwiedzonych obozów sytuacja ma się podobnie: znowu namioty rozstawione są na zewnątrz i w hangarze. Mieszka w nim znacznie mniej osób – około 500, ale warunki wcale nie są lepsze. Obóz znajduje się niedaleko oczyszczalni ścieków, z której roznosi się okropny fetor. Oczyszczalnia przyciąga również ogromne ilości uciążliwych komarów. Niemal połowa z zamieszkujących obóz osób to dzieci poniżej 12 roku życia, z których jedno posiada poważną infekcję, która powoduje że jego skóra jest otwartą, sączącą się raną. W obozie mieszka również mężczyzna z problemami z sercem oraz osoby z cukrzycą, brakuje jednak lekarza. Osoby z organizacji Stop War Worldwide od kilku dni próbują zorganizować pomoc medyczną i inne organizacje humanitarne, niestety bezskutecznie.

8

UNHCR wciska ludziom swoje badziewie – koce i absurdalne chodniki, które ludzie mogą rozłożyć przed wejściem do namiotu – ale jak zwykle nie oferuje żadnej pomocy. Kilka dni wcześniej do obozu przyjechał przedstawiciel tej organizacji, powiedział jednak, że obecnie nie jest w stanie nic zrobić. Wszystko ze względu na biurokratyczne procedury, których konsekwencje bezpośrednio i w sposób nieodczuwalny dla pracowników NGOsów odbijają się na uwięzionych osobach.

1

Aktywiści, którzy we wcześniejszym tygodniu odwiedzili również pozostałe obozy, pojechali tam, aby zmotywować ludzi do organizacji i wspólnej walki o swoje prawa. Wygląda jednak na to, że Unia Europejska robi dużo lepszą robotę w zniechęcaniu ich. Wiele osób, z którymi udało się porozmawiać, mówiło, że nie chcą już być w Europie, że wolą być deportowani nawet do Turcji. Ci, którzy jeszcze nie stracili nadziei, najczęściej mają rodzinę gdzieś w Europie i liczą, że do niej dołączą. Wszyscy mówią jednak, że w Idomeni było lepiej – nieważne jakie w danym momencie panowały warunki, zawsze było jedzenie, pomoc, lekarze, szkoły, rzeczy którymi mogli się zająć zamiast bezczynnego czekania w gorących, nieprzyjaznych obozach kontrolowanych przez armię. Przede wszystkim osoby mogły jednak odzyskać podmiotowość i względną wolność, mimo zamkniętej granicy. Tutaj, w wojskowych obozach, można odnieść wrażenie, że ludzie ponownie sprowadzeni do numerów karani są za to, że nie zginęli gdzieś po drodze, że nie są niewidoczni (“wolałbym umrzeć od bomby w Syrii” – usłyszałam od jednej osoby).

6

Ludzie pytają, dlaczego nikt się nimi nie interesuje – a ekstremalna marginalizacja migrantów jest właśnie odpowiedzią na pytanie, które UE zadała sobie dawno temu: jak zniechęcić ludzi do przyjeżdżania do Europy. To nie jest niedopatrzenie. Ludzie, którzy zarządzają kryzysem, doskonale wiedzą, jak wygląda sytuacja w obozach i nic nie da wywoływanie w nich współczucia. Cytując Adorno z “Edukacji po Auschwitz” (lekcja, która nie została odrobiona nawet w najmniejszym procencie): “nie wierzę, że wiele pomogłoby odnoszenie się do wyższych wartości, na które ludzie skłonni do popełniania takich okropieństw wzruszą jedynie ramionami”. Od miesięcy bombardowani przecież jesteśmy tragicznymi obrazami ciał wyrzucanych na brzeg Morza Śródziemnego, ludzi protestujących na przejściach granicznych lub wystawionych na pełne słońce w zamkniętych obozach, a jednak poza rosnącą frustracją sytuacja zmienia się jedynie na gorsze. Dlatego siłą, którą migrantki, migranci i wspierające ich grupy może wykorzystać powinien być bunt.

5

W istocie tego samego dnia w ramach festiwalu zrzeszającego migrantki i wspierające je grupy, zorganizowanego przez komunistyczną organizację NAR walczącą o prawa ludzi wykorzystanych przez kapitalizm i globalizację, miała odbyć się dyskusja o strategiach buntu i możliwościach organizowania się. Nie udało się jednak zebrać szerokiej publiczności. Migrantki i migranci boją się przychodzić na demonstracje i spotkania ponieważ wielokrotnie zdarzało się, że po powrocie byli zastraszani lub wręcz bici przez policję. Bramy do obozów zamykane są o 21 i wtedy nie można się z nich wydostać lub dostać, co również stwarza problem, kiedy usytuowane są wiele kilometrów za miastem. Jak się również okazało, w dniu wydarzeń związanych z wspieraniem ich walki w wielu obozach policja zamyka bramę wcześniej, aby ludzie nie mogli do nich dołączyć.

7

Chowanie migrantek i migrantów w obozach z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, kontaktu i widoku – również z dala od solidarnościowych grup – jest przemyślaną strategią. To, jakie panują w nich warunki, jest istotne, jednak przetrzymywanym w nich ludziom odbiera się nie tylko zdrowie i godność, ale także głos i możliwość odzyskania inicjatywy. Systematyczne upokarzanie ludzi i utrzymywanie ich w warunkach, które stale się pogarszają, ma służyć zagłuszeniu – człowiek, który musi martwić się o swoje podstawowe potrzeby nie będzie miał już siły walczyć. Nie jest przecież tak, że współfinansowane przez rządowe budżety organizacje pomocowe (kręcące na obecnym kryzysie interes życia) nie mają środków, aby zaspokoić potrzeby takie jak jedzenie, higiena lub opieka medyczna. Zmęczonych ludzi łatwiej jest dzielić i sterować nimi, a rządy i współpracujące z nimi instytucje zawsze znajdą mniej lub bardziej wyrafinowane metody, aby tę taktykę uskuteczniać – czy to wprowadzając segregację na granicach, czy przerzucając ludzi z obozów do obozów, czy właśnie dramatycznie pogarszając w nich warunki. Wszystko to odbywa się nie z bezradności, a premedytacji. Dlatego nikt nie powinien czuć smutku i załamywać rąk – to złość jest bronią, którą można wykorzystać.

* Otrzymaliśmy wiadomość, że w obozie w Ksanti uchodźcy, którzy rozmawiali z aktywistami z zewnątrz, zostali później pobici przez policję. Niemniej kontakty będą utrzymywane, a informacje z Bałkanów i Grecji będziemy na bieżąco relacjonować.

3

Tekst z ulotki rozprowadzanej w jednym z “tymczasowych” obozów:

“Jesteśmy tutaj aby poinformować was o sytuacji i zachęcić was do organizowania się i podjęcia działań, po tym, jak przez wiele miesięcy walczyliście już w Idomeni. Dosyć czekania, bycia okłamywanym, dosyć akceptowania tych małych rzeczy, które daje wam rząd. Popatrzcie, gdzie teraz jesteście: co rząd i UNHCR dla was zrobili? Zarobili dzięki wam dużo pieniędzy.

Jedynym sposobem aby coś zmienić, jest zorganizować się. W innym wypadku nic się nie zmieni, może nawet pogorszy. Zostaniecie zapomnieni, zmaltretowani przez policyjną i faszystowską przemoc. Nikt nie będzie o was mówił. Zostaniecie schowani.

Wszyscy jesteście dla nich tacy sami. Traktują was jak numery, jak zwierzęta. Chcą, żebyście walczyli ze sobą: nie dają wam wystarczająco jedzenia, wystarczająco czegokolwiek. Chcą was rozdzielić, żeby każdy z was martwił się tylko o swoje przetrwanie. Żebyście znaleźli szmuglera, miejsce w jakimś programie który wam zaoferują, bez martwienia się o tych, którzy są w tej samej sytuacji. Nie dajcie się złapać w tę pułapkę. Naszym wspólnym wrogiem jest rząd.

Bądźcie razem, rozmawiajcie ze sobą, spotykajcie się , zdecydujcie czego potrzebujecie i podnieście głos. Nie proście, żądajcie! Żądajcie bycia traktowanym jak ludzie, nie zwierzęta. Walczcie o swoją wolność, zakwaterowanie, jedzenie, odpowiednią medyczną opiekę, odpowiednie standardy higieniczne, dostęp do prawnego doradztwa i miejsca w społeczeństwie.

Jesteśmy w tej walce z wami. Kiedy podniesiecie głos, będziemy z wami.
Jesteście teraz w Salonikach, nie na środku niczego…
Wolność możliwa jest jedynie wtedy, kiedy zorganizujecie się i będziecie o nią walczyć. Weźcie sprawy znowu we własne ręce!”